niedziela, 21 kwietnia 2024

Twój świat

 Zamknięte dokładnie na zgubiony klucz drzwi do części mojej duszy. Poukładane starannie wytworne karteczki z kilkoma pomysłami na cudowne życie. Poprzekładane płatkami zasuszonych róż pamiętających czasy rezolutnej nastolatki. Pachnące nadzieją na słońce każdego dnia. Nie chcę ich już pamiętać. Nie wracam do nich w ogóle. Dziś pachną gorzkim rozczarowaniem zmieszanym z delikatną wdzięcznością za to, co przyniosły pomyłki. Bolesne wspomnienia idyllicznych pomysłów. 

Sterta pomiętych scenariuszy na wypadek, gdybym była kimś innym. Kosz wyrzuconych zachowań, zniszczonych krytyką, oceną, cudzym niezadowoleniem i zazdrością. Pudło z napisem "tak nie wypada". Jakieś odległe marzenia na wyblakłych zdjęciach, na których ledwo rozpoznaję siebie. Złamane serca przeszłych miłości. 

To miejsce już chyba umarło. Jestem już przeciez gdzieś dalej. Nowi ludzie są w moim życiu, nowe pudełka na kiepskie pomysły. Wziąć się cieszę, że jakieś mam. Szuflady wstydu i poniżenia. Wciąż wywołują rumieńce na rwarzy. Małe radości codziennych spraw. Mimo wszystko i stale. Serce podzielone na dwa odrębne istnienia. Ciągle jeszcze nowe strony do zapisania. W sercu szał odgrzewanych pragnień. Strach przed krokiem naprzód. Obawa przed cudzym spojrzeniem. Wieczne poczucie bycia ocenianą. Słodko gorzki smak piwa, które nawarzyłam. Dwie strony medalu - to, czego chcę i to, co powinnam. 

Zatopiona w oczekiwaniu nie potrafię ruszyć naprzód. Wrosłam w to czekanie i nie wiem, w którą stronę chciałabym pójść. Tyle razy pokazywano mi drogę, że sama nie potrafię już wybrać. Podawano na tacy oczekiwania, że teraz już nie czuję, czego sama chcę. Wśród porozrzucanych w myślach gorzkich słów rodzi się gniew i bunt. Zegar nieubłaganie tyka, a serce odlicza uderzenia do wielkiego końca. Ramiona ściągają wyrzuty sumienia. Czy zdążę być dla tych ważnych tak długo, jak trzeba? Czy będzie czas na swój własny, zdrowy egoizm? Ile już czasu minęło na nieżycie. Ile życia zabrałam komuś.... 

Wciąż bardzo się boję. Tak wielu rzeczy i spraw. Upycham je w najdalsze zakątki umysłu, a one i tak dopadają mnie czasem. Ciąży mi cały ten bagaż, codzienne smutki i rzucane słowa. Zbieram odwagę, gromadzę energię. Może nie zrobię już kroku naprzód. Ale nie cofnę się też już nigdy. To w końcu mój świat.