niedziela, 28 stycznia 2024

JA

 Nauczona kiedyś ślepego posłuszeństwa idę za głosem innych.

Zwolniona z obowiązku posiadania własnego zdania nie oceniam i nie sądzę nic i na żaden temat.

Ubrana w oczekiwania grzeczności najlepiej mi w przybieranych rolach i zakładanych maskach.

Pławiona w luksusie cudzych decyzji swoje podejmuję dla poklasku lub na przekór.

Przyzwyczajona nie widzieć, nie słyszeć i nie pamiętać uczyniłam z tego swoją drugą naturę.

Zraniona kłamstwem atakuję jedynym znanym mi orężem.

Oswojona obietnicami bez pokrycia słucham nieufnie kolejnych zapewnień. 

Zaczarowana książkowym światem magii i romansów przeżywam życie w wyobraźni, z trudem wracając do rzeczywistości.

Znienawidzona przez wszystkie lustra tęsknię do własnego obrazu w filtrze zachwytu.

Pokonana w bitwie wybieram ucieczkę.

Uwiedziona pieszczotą wiatru na policzkach duszę się w klimatyzacji.

Zakochana w zieleni drzew i błękicie nieba nienawidzę pokojowej bieli i byle jakich beżów.

Najbardziej kapryśna kochanka słońca tęsknię czasem do krótkiego romansu.

Rozdarta między ludzi a zwierzęta coraz bliżej mi do dzikości natury w czystym wydaniu.

Zaróżowiona styczniowym mrozem szukam świeżości w zimowych spacerach.

Pokonana przez życie uciekam w marzenia.

poniedziałek, 22 stycznia 2024

Z okazji dnia babci i dziadka

 Jej wieczorna modlitwa była cicha i pokorna jak ona cała. Szeptana cichutko, jakby szeptane słowa pomagały się skupić i nie pomylić. Przerywana od czasu do czasu astmatyczny kaszlem. Codzienna, cierpliwa, pamiętająca o wszystkich. Na starym, plastikowym różańcu w kolorze różowym. Trzymała go w swoich spracowanych, szorstkich dłoniach obracając między palcami każdy koralik. Słyszałam ją nieraz przychodząc w przerwie między stronami lektury, żeby zrobić sobie herbaty. Ich mieszkanie pachniało jeszcze ciepłą płytą z pieca, wieczorną herbatą i szarym mydłem. Ciche i przytulne, z tą jej codzienną modlitwą. Była cała dla nas. Od rana w służbie wszystkim dokoła. Szykowała dziadkowi śniadanie i herbatę o temperaturze w sam raz do picia. Chodziła do zwierząt i się nimi zajmowała. Szykowała nam wszystkim obiady, pilnując godzin naszych powrotów. Częstowała łakociami, pytała co słychać, piekła pączki na tłusty czwartek. Opowiadała najlepsze bajki. Wiecznie czymś zajęta, w wolnej chwili lubiła wspominać dzieciństwo i śpiewać piosenki. Przygarbiona od ciężkiej pracy była o głowę niższa ode mnie. Przytulałam ją czasem całując w czubek głowy, a ona śmiała się z tego serdecznie. Zatroskana o nas wszystkich, wszystkim chciała dogodzić. Kochana przez bliskich i znajomych, dla każdego miała zawsze dobre słowo. Nigdy nie stawiała siebie na pierwszym miejscu, ale nigdy też nie narzekała. Przynajmniej taka zachowała się w mojej pamięci, a myślę, że i w pamięci wielu ludzi.

Dziadek był inny. Apodyktyczny i wyniosły, wymagał dla siebie posłuszeństwa i szacunku. Ale na swój sposób przecież bardzo nas kochał. Zawsze pytał, czy chce coś zjeść, jakby miarą szczęścia był pełny żołądek. W czasach przedszkola chyba, gdy leżałam z nim po obiedzie dawał mi do czytania gazetę. Później pożyczał mi Detektywa i Łowca Polskiego do czytania. Pokazywał pracę na gospodarstwie wołając mnie do pomocy. Nauczył powozić konno. Czasem pochwalił, choć rzadko. Na swój sposób się martwił i troszczył, chociaż trzeba było sporo dobrej woli, aby to dostrzec. 

Pokazali mi jak blisko człowiek związany jest z naturą, jak wiele z niej czerpie i że jest jej częścią. Pokazali jak być częścią społeczności, jak w niej istnieć w zgodzie z innymi. Stworzyli dom z ogniem trzaskającym pod blachą, zapachem herbaty, pięcioma wydaniami wiadomości i czekoladą schowaną w pachnącej komodzie. Pokazali wartość pracy i rodziny. Nie zawsze było cudownie, nie zawsze była zgoda, ale zawsze był dom pełen ludzi, wrzawy, ciepła i głośnego trzaskania drzwiami. Bez mrugnięcia okiem przeniosła bym się do jednego z tamtych dni, usiadła z babcią koło pieca, gdzie suszyły się przemarznięte skarpety, gdzie pachniało żywicą przyniesione drewno, gdzie właśnie zagotowała się woda w czajniku, gdzie dziadek ogląda Agro Biznes, gdzie czas płynie wolno, spokojnie, bezpiecznie i cicho.....

wtorek, 16 stycznia 2024

Wiedźma

 Wiedźmą się nie bywa. Wiedźmą się jest. Wiedźmą się rodzisz. Czujesz, że jesteś częścią natury, od najmłodszych lat. Zachwyca Cię kropelka wody na misternej pajęczynie wrześniowym rankiem. Najlepiej czujesz się w lesie, który masz zaraz za płotem. Uciekasz tam szukając ciszy, śladów zwierząt, zapachu żywicy, szumu liści. Po kilkunastu minutach odnajdujesz siebie - brakujący puzel w naturalnej układance życia i śmierci. Kochasz las w każdą porę roku, wiosenne pierwsze źdźbła zielonej trawy, letnie duszne popołudnia o smaku dojrzałych malin, jesienny zapach i szum liści oraz zimowe skrzypienie mroźnego śniegu.

Czujesz więcej niż inni. Więcej zapachów, ale nie tylko. Odbierasz niewyczuwalne dla innych rezonujące w powietrzu nastroje, napięcia, niewypowiedziane pretensje, żale i pragnienia. Po prostu wiesz "co się święci". Zanim zdajesz sobie z tego sprawę, mija ze trzydzieści lat. A potem pytasz znajomych "co się stało" a oni odpowiadają Ci o swoich problemach bardziej zaskoczeni faktem skąd wiesz, niż zawstydzeni faktem obnażania się przed obcą osobą. Dajesz rady, które żyją w Tobie wraz z wielowiekowym dziedzictwem kobiecej życiowej mądrości. Wspominasz babcię, która była mądrzejsza niż niejedna profesor na uniwersytecie. Dlatego, że nauczyła Cię żyć z ludźmi, być z nimi, szanować ich bez względu na wszystko. Dlatego ludzie do Ciebie lgną, a Ty nie potrafisz nikomu odmówić. 

Zaczynasz mieć pierwsze wizyjne sny. Obwiniasz się o śmierć cioci, którą widziałaś we śnie. Mogłaś coś zrobić. Czy rzeczywiście? Masz szczęście. Dziadkowie żegnają się z Tobą we śnie. Ukochana Babcia pokazuje Ci swoje niebo. Od teraz tęsknisz tylko do niego. Odwiedzają Cię, żeby Ci coś powiedzieć. Nie chcesz, ale nikt nie pyta. W snach widzisz to, co czują Twoi bliscy, ale nie mają odwagi tego wyrazić. 

Jednak.... Ciągle w siebie nie wierzysz... Nie doceniasz, nie uważasz, nie uznajesz. Świat wysyła do Ciebie sygnały, ale zamknęłaś się w sobie i nie dopuszczasz ich do siebie. A potem nagle stwierdzasz, że po prostu coś wiesz, że masz pewność a i tak w siebie nie wierzysz. A wiedźma przecież jest siebie okrutnie pewna. Wierzy w siebie i swoją intuicję.  Ulega żądzom i odnajduje spokój w naturze. Jest piękna wewnętrznym pięknem, świadoma swojej kobiecości i mądrości. Nie tej zdobytej z książek, ale tej, którą posiada jako dziedziczka tysięcy pokoleń kobiet i ich doświadczeń. 

Wiedźmą się nie bywa. Więc Kochana, bądź Nią wreszcie!