środa, 24 sierpnia 2022

Kiedyś

 12 lat to naprawdę już spory kawałek czasu. Nawet emocje ucichły, przytłumione świeższymi, wyraźniejszymi. Ze zdjęć spoglądasz taki, jakim Cię zapamiętała tamta chwila. Moja pamięć kalibruje swoje dane na podstawie tych kolorowych pamiątek, ale przecież Twój obraz to nie wszystko, co chciałam mieć na zawsze we wspomnieniach. Krótkie filmy z Twoim udziałem w mojej prywatnej kolekcji powoli blakną, płowieją. Wytarte taśmy urywają wątek, głos nie jest już podobny do oryginału. Ilekroć odtwarzam je w myślach czuję, że ich część straciłam na zawsze. Ciągle jednak staram się pielęgnować to, co mi zostało. Już jutro wylądowałabym w Twoim niedźwiedzim uścisku, wieńczącym urodzinowe życzenia. Zawsze byłam pod wrażeniem Twojej siły, a Twoje „przytulasy” po prostu łamały żebra. Jednocześnie byłeś delikatny i precyzyjny, dokładny i staranny. Naprawy różnego sprzętu wymagały cierpliwości i precyzji. Gra na keybordzie również. Rysowanie, szkicowanie także. Żałuję, że nie ma we mnie nic z Twojego spokoju, dokładności i cierpliwości. No cóż, nie wybiera się charakteru. Pamiętam jeden sylwester, na którym wyciągnąłeś stary akordeon i zagrałeś. Wszyscy chyba pamiętamy niezliczone godziny spędzone nad klawiszami. W przypływach melancholii głośne słuchanie muzyki. Pamiętam ten piękny zestaw kredek ze sportowym autem na opakowaniu, którego nie wolno nam było używać, bo był wyłącznie Twój. Żałuję, że nie zachowały się tamte wszystkie rysunki. Pamiętam żmudny proces naprawy lampek świątecznych, kiedy kilka godzin zajmowało rozplątanie i naprawa niedziałającego kompletu, a jedyną oznaką nerwowości u Ciebie był kolejny zapalony papieros. Takiego chcę Cię pamiętać, nie takiego, któremu złość, smutek i rozgoryczenie rzucały na usta gorzkie słowa. Milczący i powściągliwy jesteś dla mnie większą pociechą. Chciałabym umieć kwitować rzeczywistość westchnięciem, ruchem brwi czy gładzeniem wąsa, jakkolwiek to ostatnie jest nieco trudne. Gdy trafia mnie szlag staram się mieć przed oczami Twój obraz siedzącego na tapczanie ze stoickim spokojem pośrodku burzy rozpętanej przez cztery kobiety. Moja zła dusza siada wtedy w drugim końcu tapczana, czekając na Twój ironiczny komentarz opatrzony błyskiem w brązowym oku i kilkoma zmarszczkami w jego kąciku. Wtedy wiem, że łączy nas nadal pokrewieństwo dusz i mam w Tobie oparcie. Żałuję, że nie zawsze to wystarcza, żeby ten spokój zachować. Wiem, że kiedyś tak sobie jeszcze usiądziemy. Odrzucę wszystkie złe wspomnienia, usiądę obok i siorbiąc gorącą kawę będziemy wspólnie prześmiewczo komentować wszystko i wszystkich. Kiedyś na pewno.