piątek, 23 lutego 2018

śmiertelnie poważnie

Życie z reguły jest dosyć zabawne. Zaczyna się z takiej strony, że lepiej nie komentować... no a potem jest tylko śmieszniej. Wszystkiego się w pocie czoła trzeba uczyć - chodzić, mówić, używać sztućców chociażby, aby to na koniec wszystko zapomnieć. Biegamy od  świtu do nocy aby być wreszcie szczęśliwym i zazwyczaj braknie nam czasu aby się tym szczęściem nacieszyć. Właśnie w takiej chwili życie robi się śmiertelnie poważnie.
Nie pyta, nie ostrzega, nie przeprasza. Kończy się nagle, ostatecznie, nieodwołalnie i w najmniej spodziewanym momencie. Nikt nigdy nie jest na nią gotowy, choćby miał sto lat albo długo i ciężko chorował.
Śmierć. Dotyka nas szponami strachu, bólu i żalu zabierając bliskie osoby nie wiadomo gdzie i zawsze zbyt wcześnie. Cudza i daleka nas nie interesuje, nie obchodzi, o tyle tylko, że z ulgą stwierdzamy, że tym razem to nie nam się przytrafiło, tylko tym "innym".
Skoro chorował, to wszyscy się spodziewali, skoro umarł nagle, no to się nie męczył przynajmniej, skoro staro to się przynajmniej nażył a jeśli nawet młodo, no to zapewne nie miałby dobrego życia to i lepiej że tego nie doczekał.
Dobrze, że umarł, bo nie zasługiwał na życie. Szkoda, mógł jeszcze pożyć. Ocenianie i kategoryzowanie przychodzi nam tak łatwo jak oddychanie. Stratę i pustkę jakoś próbujemy sobie tłumaczyć, ubierając tę tragedię w znane formułki. 
Każda śmierć to tragedia. Każdy był czyimś dzieckiem, przyjacielem, bliską osobą, może współmałżonkiem, rodzicem, rodzeństwem. A nam tak łatwo przychodzi sądzenie innych własną miarą.
Śmierć jest nieodłącznym elementem życia a przeraża nas najbardziej ze wszystkiego. Swą ostatecznością, definitywnym końcem czegoś co znamy i z reguły lubimy. Przynosi nieznane i niezbadane. Luksus wiedzy w tym temacie nie obowiązuje, a chociaż trudno nie wierzyć w nic, to w COŚ równie ciężko. 
Może to dzisiejsze "cześć" było ostatnim, może to było ostatnie spojrzenie, może jutro nas lub kogoś obok po prostu nie będzie. Ile niewypowiedzianych słów, myśli, wspólnych planów i zamierzeń przyjdzie nam pogrzebać zbyt wcześnie? Co bardziej wyciska łzy na naszych policzkach? To jeszcze nie tęsknota, to żal niedoszłych chwil i ciężar własnego rachunku sumienia. 
Na tęsknotę przychodzi czas później.
Bardziej bądźmy, mniej tęsknijmy.