poniedziałek, 23 maja 2022

Na rozstaju dróg

 Ostateczność i nieuchronność przerażają. Wpełzują leniwym, cienkim strumieniem strachu wprost do mózgu, na granicy rzeczywistości i sennej mary. Wypełniają powoli myśl, te ostatnią, przed zaśnięciem. Rozszerzają źrenice przypływem przerażenia. Popędzają uśpione serce do szaleńczej gonitwy za tlenem. Wypełniają płuca nadmierną ilością powietrza. Przebiegają po karku zimnym mrowieniem, sunąć w dół, aż na koniuszek kręgosłupa. Uderzają w bębenki zwariowanym staccato. Zwilżają dłonie zimnym potem. Okładają stopy lodem. Stają kluchą w gardle. Sprawiają ból w piersiach, żołądku i jelitach. Nie ma ucieczki. Nie ma odwrotu. Ta maszyna, puszczona raz, pędzi i nie ma hamulca bezpieczeństwa. Nie można zrezygnować, wrócić, odmówić. Ktoś, kiedyś, swoją decyzją ruszył nasz pociąg a on mknie. Droga czasem prosta, czasem kręta. Zapas energii jeden i nieodnawialny. Rozstaje i mijane po drodze składy mądrości, szybkie luksusowe torpedy i samotne lokomotywy.  Wajha w lewo lub w prawo. Szybka reakcja, która droga lepsza. Żal z nietrafionych decyzji. Żadnej mapy i drogowskazów. Kilka szans na wykolejenie. A gdyby tak raptem wyskoczyć z tej maszyny. Nie dać jej szansy na dotarcie do celu. Zrobić sobie własny hamulec awaryjny. Zostawić ją bez maszynisty i zostać tutaj. Rzucić się w ramiona tego, co niepewne, niezbadane. Co przeraża, zabiera radość, wstrzymuje oddech i wyciska łzy. Strach pomieszany z nadzieją. A co jeśli tam czekają, co jeśli ten peron już tętni życiem? W moim pociągu inni są na chwilę. Wchodzą, wychodzą, pojawiają się i znikają. Są chwile radości i zwątpienia. Może już tu wysiądę, a może jeszcze pojadę. Z tamtego peronu już nikt nie odjeżdża. Siedzą cierpliwie i piją herbatę. 

Zmrok znów zapada. Strumyczek panicznego strachu szumi już z daleka. Wiem, że się zbliża, że wedrze się za chwilę. Obrzydził mi noc, którą tak kochałam. Z łóżka zrobił największego wroga. Z głowy bolesny wrzód, którego dobrze się pozbyć. Z serca nerwowy strzęp strachu i przerażenia. Ze mnie żywy nerw schowany pod maską normalności.

sobota, 14 maja 2022

Gdyby mi Ciebie zabrakło

 Gdyby mi Ciebie zabrakło

Rankiem w promieniach świtu

Nikt by mnie wtedy nie zmusił

By je schować za płaszczem rolety.

Gdyby mi Ciebie zabrakło

W kuchni przy późnym śniadaniu

Nikt by się wtedy nie zżymał

Na brak świeżutkiej bułeczki.

Gdyby mi Ciebie zabrakło

W telefonie po drugiej stronie

To nikt by mnie już nie pożegnał

Jakimś śmiesznym zdawkowym słowem.

Gdyby mi Ciebie zabrakło 

W zwykłym smażeniu kotletów

Komu sypałabym czosnek 

Grubą, równiutką warstwą.

Gdyby mi Ciebie zabrakło

W kłótniach naszych dzieci

Skąd bym wiedziała co

I w jaki sposób powiedzieć.

Gdyby mi Ciebie zabrakło

W myśli przy trudnej decyzji

Kto byłby mi wyznacznikiem

Słuszności mojego wyboru.

Gdyby mi Ciebie zabrakło

W odwadze dnia codziennego

Czy miałabym jeszcze siłę

Otwierać oczy co rano.

Gdyby mi Ciebie zabrakło

We łzach goryczy i smutku

Czy jakaś siła nieznana

Podniosłaby mnie z upadku.

Gdyby mi Ciebie zabrakło

Nagle i zaskakująco

Czy starczyłoby wina na świecie

Żeby utopić mój smutek.

Gdyby mi Ciebie zabrakło

Kto dałby mi siłę do życia

Kto trzymałby w pionie na co dzień

Kto by mnie kochał na serio.