poniedziałek, 22 stycznia 2024

Z okazji dnia babci i dziadka

 Jej wieczorna modlitwa była cicha i pokorna jak ona cała. Szeptana cichutko, jakby szeptane słowa pomagały się skupić i nie pomylić. Przerywana od czasu do czasu astmatyczny kaszlem. Codzienna, cierpliwa, pamiętająca o wszystkich. Na starym, plastikowym różańcu w kolorze różowym. Trzymała go w swoich spracowanych, szorstkich dłoniach obracając między palcami każdy koralik. Słyszałam ją nieraz przychodząc w przerwie między stronami lektury, żeby zrobić sobie herbaty. Ich mieszkanie pachniało jeszcze ciepłą płytą z pieca, wieczorną herbatą i szarym mydłem. Ciche i przytulne, z tą jej codzienną modlitwą. Była cała dla nas. Od rana w służbie wszystkim dokoła. Szykowała dziadkowi śniadanie i herbatę o temperaturze w sam raz do picia. Chodziła do zwierząt i się nimi zajmowała. Szykowała nam wszystkim obiady, pilnując godzin naszych powrotów. Częstowała łakociami, pytała co słychać, piekła pączki na tłusty czwartek. Opowiadała najlepsze bajki. Wiecznie czymś zajęta, w wolnej chwili lubiła wspominać dzieciństwo i śpiewać piosenki. Przygarbiona od ciężkiej pracy była o głowę niższa ode mnie. Przytulałam ją czasem całując w czubek głowy, a ona śmiała się z tego serdecznie. Zatroskana o nas wszystkich, wszystkim chciała dogodzić. Kochana przez bliskich i znajomych, dla każdego miała zawsze dobre słowo. Nigdy nie stawiała siebie na pierwszym miejscu, ale nigdy też nie narzekała. Przynajmniej taka zachowała się w mojej pamięci, a myślę, że i w pamięci wielu ludzi.

Dziadek był inny. Apodyktyczny i wyniosły, wymagał dla siebie posłuszeństwa i szacunku. Ale na swój sposób przecież bardzo nas kochał. Zawsze pytał, czy chce coś zjeść, jakby miarą szczęścia był pełny żołądek. W czasach przedszkola chyba, gdy leżałam z nim po obiedzie dawał mi do czytania gazetę. Później pożyczał mi Detektywa i Łowca Polskiego do czytania. Pokazywał pracę na gospodarstwie wołając mnie do pomocy. Nauczył powozić konno. Czasem pochwalił, choć rzadko. Na swój sposób się martwił i troszczył, chociaż trzeba było sporo dobrej woli, aby to dostrzec. 

Pokazali mi jak blisko człowiek związany jest z naturą, jak wiele z niej czerpie i że jest jej częścią. Pokazali jak być częścią społeczności, jak w niej istnieć w zgodzie z innymi. Stworzyli dom z ogniem trzaskającym pod blachą, zapachem herbaty, pięcioma wydaniami wiadomości i czekoladą schowaną w pachnącej komodzie. Pokazali wartość pracy i rodziny. Nie zawsze było cudownie, nie zawsze była zgoda, ale zawsze był dom pełen ludzi, wrzawy, ciepła i głośnego trzaskania drzwiami. Bez mrugnięcia okiem przeniosła bym się do jednego z tamtych dni, usiadła z babcią koło pieca, gdzie suszyły się przemarznięte skarpety, gdzie pachniało żywicą przyniesione drewno, gdzie właśnie zagotowała się woda w czajniku, gdzie dziadek ogląda Agro Biznes, gdzie czas płynie wolno, spokojnie, bezpiecznie i cicho.....