wtorek, 30 stycznia 2018

oderwanych słów kilka o feminizmie

Feminizm jako ruch społeczny, polityczny i kulturowy istnieje od połowy XIX wieku, mniej więcej, a powszechnie kojarzy się niezmiennie z równouprawnieniem kobiet i mężczyzn, z naciskiem raczej na podciągnięcie praw uciśnionych kobiet do poziomu wszechwładnych mężczyzn. Źródła feminizmu są jednak dużo głębsze i pierwotne nurty feministyczne sprawiły, że dziś w krajach tzw. cywilizowanych, kobieta może chodzić do szkoły, studiować, robić karierę naukową i każdą inną, może skorzystać z przysługującego jej prawa wyborczego, może niewzruszenie wypowiadać własne zdanie na każdy temat i wszędzie (jak pisząca te słowa) i nie ląduje za to na szafocie. Niewątpliwie, wiele dobrego powstało w wyniku feministycznych działań mających polepszyć nam byt. Nadal trwają procesy mające na celu zlikwidowanie przyzwolenia na seksistowskie zachowania w miejscu pracy, gorsze warunki płacowe kobiet na "męskich" stanowiskach itp. Radykalnie walczy się o prawa kobiety do wolnej aborcji i zdominowania świata w ogóle. Czy na co dzień w ogóle roztrząsamy, my kobiety, te kwestie? Czy feminizm naprawdę kojarzy nam się z wyzwoleniem z pewnych stereotypowych ról narzuconych dawno temu i czy te role rzeczywiście są upokarzające i niegodne nowoczesnej, wyzwolonej kobiety? Czy tylko o to chodzi, aby pozbyć się łatki matki-gospodyni na rzecz kobiety sukcesu głośno wołając o swoich prawach a o obowiązkach związanych z równouprawnieniem, taktownie milcząc? Czy naprawdę wybranie roli żony i matki, gospodyni, kucharki, praczki, oznacza "przegraną" i rezygnację z jakiejś wielkiej szansy oszałamiającej kariery? Czy można i należy europejską wizję kobiety wyzwolonej narzucać innym cywilizacjom, kulturom, światom? Jakie mamy prawo myśleć, że opływająca w luksusy pani prezes w drogim kostiumie jest szczęśliwsza od afrykańskiej kobiety zchierarchizowanej w drabinie swego ludu nisko, sprowadzonej do roli matki i gospodyni? Różnica kultur, światów, poglądów nie daje naszej kulturze prawa naprawiania świata w myśl jedynie słusznej naszym zdaniem ideologii. Niewątpliwie jest wiele obszarów życia kobiet na całym świecie, które należałoby poprawić, uzdrowić, ale czy można z butami wchodzić w życie którego podstawy mają kilka tysięcy lat? I czy nasza ideologia rzeczywiście jest jedyną słuszną? Zafascynowane nieskrępowaną wolnością, również seksualną o czym warto pamiętać, chciałybyśmy tę wolność nieść na sztandarze w szeroki świat. Historia uczy jednak, że nadmiar wolności zniewala i prowadzić może do nieodwracalnych krzywd.  My same, europejskie wyzwolone kobiety XXI wieku, musimy sobie z tą wolnością poradzić, bardziej skupiając się na wolności umysłu wyzutego ze stereotypów, niż na wolności macic tak szeroko ostatnio podnoszonej ...

poniedziałek, 29 stycznia 2018

Rozmyślania o myśleniu


Myśleć albo nie myśleć, oto jest pytanie! Taką parafrazą możnaby streścić dzisiejsze rozważania na temat myślenia - czynności stanowiącej istotę, poniekąd, człowieczeństwa. Czy  warto przeżyć życie bez myślenia w ogóle? Bo że można, to zdaje się być pewne, patrząc na niektórych. Okazy totalnych imbecyli żyją sobie bezstresowo, ale też i bez głębszego sensu istnienia. Większość jednak myśli przynajmniej w stopniu logicznym a niektórzy również w stopniu abstrakcyjnym i to do tego stopnia, że trudno ich w ogóle zrozumieć. Myślimy gdy przechodzimy przez ulicę ale również myślimy siedząc w fotelu, zadumani nad sensem życia w ogóle i nad własnym jestestwem. Myślenie służy do życia, ale skłonna jestem stwierdzić, że jest dla niego również niebezpieczne. Nadmierne, analityczne, nad sprawami na które nie ma się wpływu potrafi odebrać chęć do życia. Czasem stwierdzam, że im mniej ktoś się zastanawia nad sobą, światem, problemami egzystencjalnymi tym jest szczęśliwszy... Czy dla własnego poczucia szczęścia można być na tyle samolubnym, żeby zaniechać  rozważań na wszystkie smutne tematy...? A może właśnie z nadmiernego, niepohamowanego rozmyślania, podszytego lękami i strachami, biorą się pomysły rozwiązujące problemy na świecie? Ostotnie, można zwariować od nadmiaru myślenia, od braku można zidiocieć i w zasadzie sprawdza się najstarsza zasada - we wszystkim należy zachować umiar. W myśleniu także.
Warto nad tym pomyśleć!

piątek, 26 stycznia 2018

Dlaczego nie będzie o macierzyństwie.


Mama na pełnym etacie, ale o dzieciach i macierzyństwie nie chce pisać? Dziwne...?? W internecie istnieje kwadrylion blogów o tym, jak zajść w ciążę, przeżyć ją w upojeniu i skrajnym zachwycie nad spuchniętymi nogami, o tym, jak, gdzie i z kim rodzić i ile błędów może popełnić przy okazji lekarz i położna. Kolejne miliardy blogów o tym, jak wychowywać dzieci i stymulować ich rozwój aby były bardziej inteligentne, asertywne, ambitne, wszechstronne, wielojęzyczne, wielokulturowe, wielozadaniowe itp.itd. Kolejne o tym jak być nieprzeciętnie wspaniałą rodzicielką, której doba trwa sto godzin, która "daje radę", jest szczupła, zadbana, czyta poradniki wszelkiej maści, chodzi na siłownie, basen, pilates, masaże, dba o dzieci, spędza z nimi czas, bawi się, zawozi na przeróżne zajęcia, wspaniale dekoruje dom, sama uprawia warzywa, robi przetwory, piecze, smaży i gotuje, koniecznie multizdrowo, a to wszystko robi popierniczając na szpileczkach z wykwintnie udrapowaną fryzurą, żelowymi paznokciami i pełnym makijażem, jak - nie przymierzając - pani Boska z pewnego serialu. Kolejne blogi o tym jak być przy tym wszystkim cudowną żoną, przyjaciółką, dbającą o relacje z mężem/partnerem. O tym wszystkim właśnie u mnie nie będzie. Nie znam się na wychowywaniu dzieci, bo mam tylko dwoje i z tego co widzę, kiepsko mi idzie, zazwyczaj wygrywa pragnienie świętego spokoju, które sromotnie przegrywa z poczuciem, że powinnam być stanowcza. Nie będę więc innych pouczać, sama nie naumiawszy się uprzednio a to raczej proces długotrwały. Na co dzień popełniam pierdylion błędów, które moje dzieci zaczną mi wypominać za jakieś kilka lat aż do śmierci. Żona też ze mnie nieszczególna...  Dobra kucharka, niezgorsza prezes banku rodzinnego, jako organizator czasem się też sprawdzę, ale już sprzątaczka od niechcenia, psycholog od siedmiu boleści a kochanka to już w ogóle od święta. Tak więc całokształt oceniam na słabe trzy z plusem i chwalić się nie zamierzam. Mam też psa, który w ogóle ignoruje moje polecenia, patrząc się na mnie z politowaniem jak na łagodny przypadek idioty, który myśli, że im głośniej mówi, tym go bardziej słuchają. Okazuje się, że nie i dotyczy to wszystkich członków rodziny, nie tylko psa.
Tak więc z uwagi na powyższe o tym wszystkim, wyjąwszy ten jeden raz, u mnie nie będzie. I kropka.

czwartek, 25 stycznia 2018

zapach wiosny zimą

Ziemia dzisiaj pachniała wiosną.
Taka dziwna mieszanka, nieco zaskakująca o tej porze roku, ale zapewne mająca związek z utrzymującymi się dodatnimi temperaturami. Spacerując po okolicy parę chwil przed zmierzchem poczułam znajomy, cudowny zapach. Mieszanka delikatnej wilgoci z zapachem odpoczętej po zimie ziemi i kilku promieni słońca, które nieśmiało spoziera z nieba, chętne, aby grzać bardziej, ale na wszystko przyjdzie czas. Zapach, który przywodzi na myśl budzącą się do życia przyrodę, jest to zapach zielonych pączków drzew, pierwszej zielonej trawy pokrytej rosą, zapach późnego jeszcze świtu okraszonego gwizdami kosa, zapach nadziei. Nadziei która przepełnia człowieka czasami na przekór wiedzy, doświadczeniu, zdrowemu rozsądkowi, tego co spotyka nas i wszystkich dookoła. W nadziei piękne jest właśnie to, że jest tak irracjonalna, pozbawiona podstaw istnienia że tworzy w zasadzie osobny, ulotny, eteryczny byt, który czasem zakwita w nas właśnie w takich krótkich minutach zachwytu nad pięknem - obiektywnym i niewzruszonym, trwającym miliony lat. Zapach wiosny przywodzi mi na myśl kwietniowy poranek, kilka chwil po świcie, jasny i przejmujący człowieka jak espresso, swą rześkością, kryształowością kształtów i barw, które rozbudzają zmysły i trwają tylko chwilę, rozmywając się w cieple dnia i promieniach żółtego słońca. Te wszystkie odczucia towarzyszyły mi na spacerze, kiedy wdychałam, nieco zaskoczona, ten cudny zapach, wpatrując się w pomarańczową tarczę zachodzącego za nagim horyzontem słońca, które malowało krajobraz ciepłą, przyjemną nutą, która ulatuje tak szybko jak dźwięk, pozostawiając szaro-burą zieleń styczniowego wieczoru. 
Więc tak sobie szliśmy, ja, RZ i zapach wiosny...

środa, 24 stycznia 2018

"Kiedyś było jakoś inaczej"


Zdanie, które w ostatnim czasie jakoś często zdarzało mi się słyszeć, czytać. Kiedyś, czyli w rozumieniu mówiącego, za moich czasów. Czyli czasów mojej młodości, bo jakoś wszyscy najchętniej wspominamy okres młodości i do niego najczęściej tęsknimy i jego mamy na myśli wypowiadając to zdanie. Popularny w sieci stał się filmik mówiący o pokoleniu lat 80-tych, którzy wspominają jak to za ich czasów było inaczej niż jest teraz i co to inaczej oznacza. Słowo inaczej w przytoczonym zdaniu, nie tylko trąci nutą, ale grzmi kakofonią nostalgicznych dźwięków utożsamiając tę inność jako coś lepszego, wartościowszego. We wspomnieniach chleb ma zawsze lepszy smak, cukier jest słodszy niż teraz a każda zima straszyła dwudziesto-stopniowym mrozem i metrowymi zaspami śniegu. Każde kolejne pokolenie swoje "kiedyś" wspomina z nostalgią bezwstydnie upiększając co tylko można i - jako że pamięć jest wybiórcza - pamiętając tylko to co dobre. Każde pokolenie rodziców kręci nosem na zachowanie i obyczaje młodego pokolenia wspominając z westchnieniem "za moich czasów..." I jakkolwiek inność: czasów, ras, wyznań, zdecydowanej większości Polaków kojarzy się pejoratywnie, tak w tym jednym jedynym zdaniu ma ona znaczenie pozytywne. Bo ta inność wspominana i wzdychana jest dobra, weselsza, w opozycji do teraźniejszości - złej, wulgarnej, no po prostu innej... Bo już w zdaniu "Teraz jest jakoś inaczej" to inaczej wcale nie znaczy lepiej, a wręcz przeciwnie, ugina się to inaczej pod naporem zniesmaczonego mówiącego, który chciałby powiedzieć dosadniej jakie to czasy nadeszły, ale woli powiedzieć "inaczej".
A inny znaczy różny, my wszyscy jesteśmy inni w tym znaczeniu różnorodności, różnokulturowości i to sprawia, że świat w ogólności jest zjawiskiem raczej ciekawym i godnym zainteresowania. Można wszakże powiedzieć o kimś że jest "inny" w znaczeniu: pomylony, albo, jak mawiała moja babcia, nie całkiem mądry. Tak jak ten świat teraz, taki inny...