niedziela, 13 marca 2022

Odwiedziny

 Od dawna nie odwiedzała mnie już we śnie. W natłoku codzienności i smutnej rzeczywistości nie było mi dane nawet wrócić do niej myślami. Być może czuła to gdzieś tam, gdzie jest, jak bardzo potrzeba mi oderwania i spokoju, powrotu do czasów, w których nie miałam pojęcia o większości problemów tego świata. Odwiedziła mnie kilka nocy temu. Wyczarowała cudne lipcowe lato ze słońcem i bezchmurnym niebem. Czekała jak zawsze w letniej kuchni, dusznej od rozpalonego węglowego pieca, na którym stał już czajnik z gorącą wodą. Uśmiechnęła się, jak zawsze na mój widok, i zabrała mnie na pole. Pachniało tak jak powinno, gorącą, suchą ziemią, dojrzałymi warzywami, z daleka dobiegał zapach suszonego siana. Pewnie tam na łące pracował już dziadek. Nie zdziwiła mnie bujność i dorodność na warzywnych grządkach. Babcia zawsze miała rękę do tego, zawsze rosło piękne i smaczne, podsycane tradycyjnym łajnem. Tyczki z pomidorami były wyższe ode mnie, oklejone wielkimi, czerwonymi kulami, których ilość przewyższała na pewno nasze możliwości konsumpcyjne. Przebierałyśmy w pachnących buraczkach, wybierając tylko te największe, nie potrafiąc nadziwić się temu urodzajowi. Całe pole tak wyglądało. Dorodnie, pięknie, zielono. Było cicho, tylko z niedalekiego lasu dobiegały krzyki ptaków, dokładnie tak, jak zawsze na naszym polu. Pracując rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się z czegoś. Po powrocie przyszedł czas na dojenie krowy. Babcia w zielonym fartuchu, jak zawsze do tej czynności, z wiadrem i ryczką w ręku już była gotowa. Wydoiłyśmy całe wiadro. Z piękną, śnieżnobiałą pianą. Jakieś dziecko przybiegło z garnuszkiem skosztować ciepłego mleka. Chyba wiem, kto to mógł być, ale w śnie go nie poznałam, bo był mały. Babcia oczywiście z uśmiechem częstowała. Przepuściłyśmy mleko przez czyściutką tetrę. Zaczęłyśmy się zastanawiać, co z taką ilością zrobić, ile zagotować na słodkie mleko, ile zostawić w kamionce na zsiadłe mleko. Nagle jednak babcia zniknęła. Myślałam przez moment, że może tylko zawołał ją dziadek i wróci. Ale nie, poczułam dziwną pewność, że już nie wróci. Słońce przysłoniły chmury, a ja zostałam nagle niepewna wszystkiego, czego mnie przez lata nauczyła. Nagle zaczęło mi się plątać, czy mleko do zsiedzenia należy zagotować, czy nie. Poczułam się bardzo zagubiona, jakby z Nią odeszła cała moja pewność siebie, wiedza i obycie w tym wiejskim świecie. Widocznie miała jakiś powód, żeby tak szybko odejść. Żałuję, oczywiście, ale cieszę się z tych wspólnych chwil. Z tej dawki zapachów, obrazów i wspomnień, które mi dała. I czekam, aż znowu zechce mnie odwiedzić.