czwartek, 1 lutego 2024

Spis rzeczy nieulubionych

 Włosy wprawdzie kręcone, ale w wiecznym nieładzie braku dbałości o ich naturalne potrzeby. Kilka pięknych skrętów i tysiące wymykających się kosmyków. Kilka jasnych pasemek pamiętających ostatnia wizytę u fryzjera grubo ponad rok temu.

Brwi zupełnie bez żadnego wyrazu, a próby jego nadania kończą się wyglądem zdziwienia lub zdenerwowania. 

Oczy niegdyś piękniejsze, dziś już mocno opada powieka i błysk nie lśni tak pięknie jak kiedyś. 

Twarz zbyt okrągła, za dużo podbródków, a przecież jeden by zupełnie wystarczył. 

Piersi rozciągnięte morderczymi lekami i życiodajnym mlekiem. Ciężkie, opadają w dół jak każe fizyka. Utrzymane w ryzach odsłaniają przedwczesne zmarszczki na dekolcie. 

Ramiona już w geście rezygnacji zwieszone w dół bez żadnej nadziei. 

Brzuch ciężarnej w ostatnim miesiącu.

Zupełnie płaskie pośladki bez krzty seksualności w ich nijakim kształcie.

Wałki nad kolanami, które nie wiadomo kiedy się tam pojawiły.

Opuchnięte kostki, które zauważa nawet mąż, chociaż nie zauważa zupełnie braku choinki. 

Dłonie grube, palce powykręcane, zwyrodniałe stawy które nie puszczają pierścionka. Jakby wiedziały, że biżuteria do takich dłoni raczej nie pasuje. Szorstkie z genów i pracy nie niosą ze sobą delikatności.


Zamykam moje szklane drzwi zobojętnienia. Tutaj w krainie nicości nikt nie zrobi mi krzywdy. Tutaj nie można na mnie krzywo popatrzeć. Tutaj nie zauważam śmiechów i szyderstw. Tu nie odbija się moja postać w żadnym niechcianym lustrze. Patrzę tylko w głąb swej wyobraźni. Przeżywam siebie w innym ciele. Wyrzucam za próg w szalonym pośpiechu obudzone we mnie poczucie przegranej, beznadziejnej tandety, cyrkowego dziwadła. Zapomniałam nie zbliżać się za bardzo do ludzi. Muszę odpocząć. Złapać oddech i dystans.