Krzywi się na moje poczucie obowiązku. Bo jak to tak można oddać się jej bez niczego, kiedy mam jeszcze tyle do zrobienia? I ulubiona kawa jeszcze leży w szafce, tyle prania w koszu i niezrobione zakupy. Jeszcze jakieś obiecane spotkania, niedopowiedziane rozmowy, nieumyty kubek po herbacie. Jeszcze czasem poruszy serce jakaś nierozsądna decyzja, zachcianka, tęsknota czy obca osoba.
Stare blizny kuszą ponownym otwarciem. Wyleją ze mnie złości, słabości i smutek. Piekący ból wyciśnie łzy. Oczyszczę umysł, serce i ciało. Usunę w cień tęsknoty. Marzenia pochowam do grobu zapomnienia. Nastawię się znowu na tryb wykonawcy.
Wstyd mi za swoje słabości. Wstyd mi za tęsknoty. A ona patrzy na mnie z szyderczym uśmiechem. Jak kochanek,który wie, że już Cię zdobył. Kolejny dzień oparłam się pokusie. Spojrzałam na nią wyzywająco, pewna, że wygram tę nierówną walkę. A ona przecież widzi mroki mojej duszy, beznadziejność i brak jakiejkolwiek wartości. Śmieje się ze mnie powtarzając ciągle "kochana i tak będziesz moja".
Wypijam duszkiem szklaneczkę whisky i odpalam kolejnego dzisiaj papierosa. Opieram łokcie na skrzypiących kolanach i rzucam: "tak, ale jeszcze nie dzisiaj".