sobota, 19 marca 2022

Dziewczyno, za czym tak tęsknisz

Podobno miłość za życia zamienia się w tęsknotę po śmierci. Nic więc dziwnego, że towarzyszy mi ona często, zwłaszcza, kiedy z nostalgią wspominam dawniejsze czasy. Nieustannie towarzyszy mi pragnienie, aby Ci wszyscy kochani ludzie byli tutaj nadal. Szybko jednak reflektuję się, że jest to pragnienie bardzo egoistyczne. Chciałabym, aby wciąż żyli, tak jak ich pamiętam, dla mojej własnej przyjemności. Dla mojej samolubnej chęci spojrzenia jeszcze raz w ich oczy, usłyszenia ponownie ich głosu i śmiechu, dla paru chwil spędzonych wspólnie. Surowo oceniam to moje pragnienie, bo przecież upłynęło już sporo czasu. Świat się zmienił i ja się zmieniłam. Czy nadal jeszcze mieliby powód do uśmiechu? Czy trzymani przy życiu moim pragnieniem, nie byliby jednak bardzo nieszczęśliwi? Tata już nie ma przecież swojego tapczana, a ten, który jest, pewnie by mu się nie spodobał. Co z tego, że nadal powtarzają Ranczo, skoro musiałby na nie patrzeć  z bardzo niewygodnej pozycji? Nie ma już na placu drewnianej ławki, na której siadywał z kawą grzejąc się w słoneczku. Stoi teraz altanka i słońca pod nią jak na lekarstwo.  Na widok samochodów stojących na placu targał by pewnie nerwowo wąsa. Las mu poprzecinali, ścieżki zarosły. Grzyby wciąż jeszcze rosną, ale czy chciałby ich szukać? Czy byłby już całkiem siwiutki bawiąc się z wnuczką w świnkę Peppe? Jakie mam prawo sądzić, że takie życie byłoby mu droższe, niż wygodne czekanie na nas w zaświatach? I czy brak sił na wszystkie zwykle prace nie zrobił z niego zrzędliwego dziadka? Co by tu porabiała moja biedna babcia, skoro jej wynieśli cały piec węglowy, mały kocherek i grzałkę do herbaty? Gdzie byśmy zimą siedziały na ryczce wspominając czasy stare jak dinozaur? Nic by pewnie nie powiedziała, nikt by nie usłyszał od niej słowa skargi... Pewnie by tylko wspominała z żalem, siedząc w ręku z łyżeczką od gorącej herbaty. Może by narzekała, że na tym nowym pieroństwie nie można usmażyć placków jak należy. A ja bym dla niej chciała tej kuchni, co tam stała. Tej starej, kochanej, z haftowaną zasłonką. Ze stertą drewna pachnącego żywicą. Ze skrzypiącą komodą, w której chowała czekoladę. Czy jeszcze by miała siły obierać dla nas ziemniaki? I czy naprawdę jeszcze miałybyśmy o czym rozmawiać? Co by powiedziała na ten smutny świat? Nowa wojna, a lęki całkiem stare. I biedna by jeszcze zapalczywiej szeptała nocą zdrowaśki, tylko ja już bym nie miała szansy tego słyszeć. Co byśmy z dziadkiem wspólnie robili, kiedy on by już nie miał całkiem na nic sił? I ile tak naprawdę miałabym dla nich czasu, jeżeli go nie miałam wtedy, kiedy żyli? Niech więc może lepiej żyją w moim sercu. W świecie takim, jaki pamiętamy z naszych najszczęśliwszych dni. Ze słońcem, które ogrzewało nasze pole, ale nie zabierało nam wody ze studni. Z syreną z Huty Łaziska, która nam latem odmierzała czas. Z porannym papierosem taty do gorącej kawy. Z pachnącym sianem i konikami polnymi. Z zapachem ziemi na wykopkach we wrześniu. Z rozgrzanym piecem. Z radością świątecznych dni, przy makówkach i karpiu. Z cicho szeptaną zdrowaśką, z którą mi było tak bezpiecznie ...