środa, 3 kwietnia 2019

...rodziców mam

Przychodzi taki dzień, trafia nas jak obuch, zmienia myślenie o tym co trwałe i "na zawsze". Oni, zawsze silni, zawsze na miejscu, zawsze o krok. Pokazują świat, uczą jak żyć albo jak nie żyć właśnie, są wyrocznią i znienawidzonym kodeksem praw i obowiązków. Z czasem stają się przyjaciółmi, którzy są gdzieś obok, ale zawsze są. Ich po tysiąckroć powtarzane mantry zaczynają nabierać sensu a nasz szacunek do nich rośnie. Doceniamy ich ciężką pracę w miarę, jak sami się z podobną mierzymy. Rodząc własne dzieci zaczynamy doceniać trud mamy, ich obojga w ciężkiej dla nas pracy. Są cały czas w gotowości. Aby pomóc, być blisko, być dla nas. W ciągłym o nas zamartwieniu. Zawsze wrażliwi na naszą krzywdę, na cierpienie. Ślepo niesprawiedliwi, do bólu lojalni. Do wszystkiego, na zawsze.
Ich włosy siwieją. Plecy przygarbiają. Palce sztywnieją i wykręcają. Bruzdy na czole stają się coraz głębsze. Nagle przestają rozumieć otaczający świat. Nagle ich poglądy są staromodne. Nagle zaczynają się powtarzać. Nagle przestaje im przeszkadzać kurz na szafce i rozlane mydło w łazience. Nagle bywają zmęczeni. Robią się małostkowi, śmieszni, irytujący. Nagle to oni potrzebują naszej pomocy sami niewiele już mogąc dać. Zapominają jak obsługuje się pralkę i do czego służy lokówka.
Wymagają naszej opieki. Trzeba im zmienić pieluchę jak oni nam zmieniali. Trzeba ich umyć jak oni nas myli i pomoc się ubrać jak oni nam pomagali. Trzeba nakarmić jak nas karmili i przymknąć oko na rozlane mleko jak oni wielokrotnie przymykali.
Już wiadomo, że nie będą na zawsze, jak opoka, jak bezpieczna przystań, trwający, czekający na nas, którzy realizujemy własne marzenia o szczęśliwym życiu. Egoistycznie psują nam to szczęście a ich starość dotyka nas pazurem zniechęcenia.
Rezygnując z własnego życia dla dziecka czujemy szczęście, rodzicom łatwo wystawiany rachunek, skrupulatnie podliczając każdą poświęconą minutę.
Nie każdy ma cudownych rodziców, ale każdy jakichś ma.