środa, 15 kwietnia 2020

...a po burzy słońce


Świat się zatrzymał, ludzie się zatrzymali, stanęły sklepy, galerie, kina, restauracje.  A życie idzie dalej. Czas nie stoi w miejscu. Kolejna pętla wokół Słońca przynosi kolejne święta, kolejną wiosnę, kolejne pierwsze kwiaty, pierwsze pąki na drzewach. Dzieci tak samo jak w zeszłym roku cieszą się z zajączkowych prezentów, uśmiechają się tak samo jak przed pandemią, cieszą się ze słodyczy, mają ochotę na zabawę, najbardziej na świecie pragną bliskości swoich rodziców. Nie potrzebują do tego pandemii, ograniczenia wolności, obostrzeń związanych z przemieszczaniem się i komunikowania tego na Facebooku w formie łzawych postów. Tak samo przyleciały pierwsze wiosenne ptaki, tak samo jak rok temu o świcie budzą mnie hałaśliwe kosy, tak samo jak w zeszłym roku na brzoskwini pojawiły się pierwsze pączki. Tak samo jak w zeszłym roku wyrosła zielona trawa. Czas płynie nieubłaganie, życie zatacza swój kolejny cykl, a natura nie przejmuję się tym, co trapi człowieka. Mówimy o powrocie do normalności, ale chyba dawno już od niej odeszliśmy. Chodzi nam raczej o powrót do standardów, do naszej zwykłej, codziennej pogoni za marzeniami, za celami, za pieniędzmi, za tym co daliśmy sobie wmówić że jest nam niezbędnie potrzebne. Potrzeba było zamknięcia w domu, żebyśmy zaczęli doceniać rodzinę, bliskość drugiego człowieka, wzajemne relacje i uczucia. To chyba nie jest normalne. Normalne byłoby dostrzeganie tego na co dzień w naszym codziennym zwykłym życiu. Ktoś mądry opowiedział kiedyś, że człowiek, kiedy coś traci zaczyna to doceniać. Czy nasza reakcja, refleksja nad istnieniem pozostanie z nami na czas naszej "normalności", czy rozpłynie się w szarej mgle zwykłej rzeczywistości? Jak bardzo życie musi nami potrząsnąć, żebyśmy się opamiętali na stałe?
Narzekamy na zamknięcie w domach, nie doceniając, że je mamy. Sklinamy na kolejki przed sklepami nie doceniając, że mamy z czym i po co tam stać. Marudzimy, że nie możemy spotkać się z bliskimi, nie doceniając, że nowoczesne technologie pozwalają nam być blisko. Lekceważymy zakazy i nakazy nie doceniając własnego zdrowia. Bunt płynie nam we krwi od pokoleń, nie zgadzamy się na obecną sytuację, chociaż niewiele możemy zmienić. Czy zostanie nam buntu, aby nie zgodzić się również na szaleńcze tempo życia, na rezygnację z siebie na rzecz utartych szablonów, na odkładanie wszystkiego na potem, na później...? Słuchamy wyssanych z palca faktów pseudo fachowców, pielęgnując w sobie poczucie strachu. Wizja wirusa chodzi za nami jak cień, snuje się posępnie, nie dając o sobie zapomnieć. A przecież życie zwycięża śmierć. Wiosna przychodzi po zimie. Martwa ziemia wydaje plon. Wśród panoszącego się zła, jak piękne kwiaty zakwitają ludzkie przejawy dobra i bezinteresowności. Po burzy zawsze wychodzi słońce.