środa, 7 sierpnia 2019

list do Taty


Tato!
Mój syn uwielbia muzykę, wiesz? Zresztą ja też, tak jak Ty, kiedy mogę słucham radia. Zapytałam go dziś, czy mogę mu pokazać ulubiona muzykę dziadka. I wiesz co? Spodobało mu się. Dla mnie ich twórczość jest pamiątką po Tobie, słucham i myślę o Tobie i o tych chwilach w moim życiu kiedy ich słuchałeś. O Twoim wzruszeniu, które teraz i mnie ogarnia. Ja sama nie nauczyłam się grać, wiesz. Nie potrafię tak jak Ty, chociaż tak bardzo chciałeś. Gardziłeś nutami, a ja nawet z nimi nie potrafię. Kiedyś raz zagrałam na szkolnej uroczystości, pamiętasz? Powiedziałeś mi wtedy: „Jestem z ciebie dumny”, a ja pamiętam te słowa do dziś. I prawdziwą dumę w Twoich oczach, bo zadowolić Ciebie nie było łatwo. Jakoś nigdy nie chwaliłeś. Chociaż chyba byłeś zadowolony, kiedy przynosiłam świadectwa z paskiem. Tak mi się wydawało, tak mało mówiłeś, wszystko musiałam czytać w Twoich oczach. Zawsze widziałeś gdzie jest mój szczyt, ja widziałam tylko najbliższy kawałek ścieżki. Mogłam zapytać, ale Ty byłeś taki niedostępny, zamknięty. Pamiętam nasze kłótnie o wybór studiów. Minęło już piętnaście lat, ale teraz wiem już na pewno, że muszę Cię przeprosić. Dzisiaj wiem, że wybrałabym Twój kierunek, wiesz Tato, ponieważ mi się to podoba, interesuje i dziś wiem, rozumiem, że dałabym radę. Wtedy tak mało w siebie wierzyłam, rozumiesz, tak mało było we mnie wiary, że dam radę. A dziś jestem już mądrzejsza, widzę, że źle zrobiłam. Czy mi kiedyś wybaczysz? Teraz wiem, że zawsze dostrzegałeś we mnie potencjał i możliwości, nie próbowałeś robić na złość.
Jestem szczęśliwa, Tato. Mam męża, dzieci, pracuję, mam dobry dom. A Ty? Czy byłeś z nami szczęśliwy? Myślę o Tobie ciągle i nie wiem, ciągle nie wiem. Wspominam Twoją poważną minę, zmęczone oczy, czasem uśmiechy, Twoja pracę dla nas. Nigdy nie zapytałam, nigdy nie miałam odwagi. Teraz już nie mam możliwości. Składam wspomnienia w jeden obraz a Ty ciągle wyglądasz na nim inaczej. Patrzę na zdjęcia, na płaskie obrazy, na których już nigdy nie będzie życia, na których nie ma Twojego głosu, zapachu, ciepła. Tylko Twoje oczy patrzą jak zawsze otoczone kilkoma zmarszczkami. Ciągle pamiętam dotyk Twoich włosów, po których głaskałam Cię na dobranoc i do widzenia, kiedy siedziałeś na tapczanie. Jak długo jeszcze będę pamiętać? Ile lat minie, zanim i to wspomnienie odejdzie. Słyszę jeszcze Twój głos, ale nic już do mnie nie mówisz. Chciałabym Cię o tyle spraw zapytać, poznać Twoje zdanie, zaprosić Cię do mojego domu, przywieź Ci wnuki. Dajemy radę, wiesz, my wszystkie dajemy rade, ale z Tobą byłoby nam prościej.
Żałuję, że w tych rozmowach w ostatnim czasie byłam taka naiwna. Że ciągle wierzyłam, że z nami zostaniesz. Że Ci nie powiedziałam, że bardzo Cię kocham. Że nie wyobrażam sobie, że Cię kiedyś zabraknie. Że mnie przy Tobie nie było. Tato, dzwoniłam, pamiętasz? Mama mówiła, że chyba przyjedziesz, bo trochę lepiej się czujesz. Upiekłam trzy ciasta, żeby Ci któreś smakowało. Nawet chciałam przyjechać. Ale był już wieczór, ja zmęczona, na drugi dzień do pracy, a przecież mieliśmy się zobaczyć. Cieszyłam się, że do mnie przyjedziesz. Wiesz, taka byłam głupiutka, że myślałam, że mam jeszcze czas. A Ty odszedłeś właśnie wtedy, gdy wyciągałam sernik z piekarnika. I do dziś trudno mi pojąć, że w Twojej pięknej, spokojnej twarzy nie było już wtedy w ogóle życia. Siedziałam plecami, nie mogłam patrzeć. Jakbyś się zaraz miał obudzić. I jeszcze długo w smutne noce chciałam biec zobaczyć Twoją spokojną twarz, wyryć w pamięci wszystkie Twoje zmarszczki, obejrzeć każdy włosek na wąsie, dotknąć skóry, która tak kochała słońce.
Tato, kiedyś Ci to wszystko opowiem. Ale jeszcze nie teraz. Nie teraz...