czwartek, 6 lipca 2023

Ciemność

 Zastygam w ciemności.

Oblewa mnie ołowianą smolistą czernią pochłaniającą wszystko dokoła.

Studzi moje narowiste serce zimnem obojętności i wiecznej nicości.

Czuję, jak wolno zakleja powieki czernią, w której nie widać już nic.

Wlewa się do uszu odcinając szepty i złowrogie słowa. 

Pieści moje ciało powolnym pocałunkiem, jak wytrawny w miłosnej gierce kochanek.

Zalewa usta niezdolne od teraz nikogo skrzywdzić i nikogo pocieszyć .

Znikam w niej z głębokim poczuciem ulgi.

Znikam z oczu i myśli tych wokół.

Jestem w tej czerni niewidoczna dla innych.

Nie mam już niczego niezgodnego z oczekiwaniami.

Nie mam już wad, ani zalet.

Nie mam już praw, ani obowiązków.

Serce nie tęskni za niczym.

Płuc nie pali kolejny oddech.

Nie noszę już masek, nie gram w przedstawieniu.

Nie muszę już wysoko trzymać głowy, ani szukać mądrych słów. 

Czekam, aż moja gorąca krew ostygnie na tyle, żeby nie być już w ogóle. 

Ciemność przynosi mi spokój. Ukojenie rozedrganym nerwom. Rytm niespokojnemu sercu. Usprawiedliwienie dla wymykających się myśli. Zapomnienie od rzeczywistości. Spokój od oczekiwań. Jedność z całym wszechświatem. 



wtorek, 4 lipca 2023

Jestem zmęczona

 Dlaczego na mnie tak patrzysz? Z tą uniesioną brwią. Szydzisz, jestem pewna. Czuje Twoją wyższość. Widzę ją w Twym lodowatym spojrzeniu. Nie mam już sił. Widzisz? Zmęczenie odbiera mi dech. Nie potrafię już oddychać pełną piersią jak Ty. Unosząc ją przy tym lekko . Słyszysz? Nie umiem się już śmiać. Nawet usta nie układają mi się w odpowiedni grymas. Tobie przy każdym uśmiechu zarysowują się kąciki ust i wyglądasz naprawdę pięknie. Ja co najwyżej krzywię się sztucznie w służbowej uprzejmości. Popatrz mi w oczy. Niczego nie zobaczysz. Są puste, martwe i szare. W Twoich jest nadal tyle życia. Tyle potrafisz nimi powiedzieć. Więc nie dziw się, że wiem co sobie o mnie myślisz, choć jeszcze nie powiedziałaś żadnego słowa. Umalowałaś się. Ładnie. Czemu nie. Ja dziś odpuściłam. Wczoraj też. I cały poprzedni tydzień . Nie, jutro nie będzie lepiej. Róż policzków mnie nie ożywi, czerwień ust nie doda życia, czarna kreska nie odetnie mnie od ciemności. Łzy popłyną krystaliczne. Ty nie ronisz łez, wiem. Twoje ciemne loki wymykają się spod gumki. One też są pełne życia. Moje oklapnięte pod ciężarem.... Ołów serca przenika nawet do nich. Masz ładne tatuaże. U mnie najwyżej grafomańskie próby dodania sobie wartości. A przecież cokolwiek pomnożyć przez zero i tak wyjdzie.... Nie, nie mam już smukłej szyi, na której pozostawia się pocałunki. Mam gruby kark na który co chwila zwala się życie. I nie, nie mam już piersi, mam co najwyżej coś, co przeszkadza mi ciągle w bieganiu. Gdybym tak kiedyś zechciała biegać. Moje lędźwia już dawno wystygły. Jak stary piecyk na strychu. Nie miewam już gęsiej skórki, chyba że skrobiesz widelcem o talerz. Nie patrz tak na mnie. Nie marszcz już czoła. Złożyłam broń. Byłam już Tobą. Pozwól mi odejść. Jestem zmęczona.