wtorek, 27 lutego 2024

Spowiedź narkomanki

 To już trzy i pół roku mojej świadomej walki w chorobą zwanej depresja. Połączonej z domieszką nerwicy, lęków i zespołu stresu pourazowego. Dla jasności dodam, że urazem była praca. 

Piszę świadomej, bo walka, nierówna, trwała od dawna, często niezauważona przez otoczenie i bagatelizowana przeze mnie. Standardowe opinie na temat braku realnych problemów, wymyślania i wyolbrzymiania pominę, bo nie o tym dziś. 

W walce pomagały mi leki, różne, w różnych dawkach, terapie, rozmowy. 

Często słyszę pytanie, czy Ty musisz być na tych tabletkach. Przecież dobrze się czujesz. Przecież nie chodzisz smutna. Przecież po Tobie nie widać. Przecież już Ci chyba pomogły. 

Z własnej, niestety, głupoty i zapominalstwa mam wątpliwą przyjemność wyjrzeć na kilka dni z nory zwanej farmakologia do surowego świata. Co dzieje się z osobą, która pozbawiona stałej i codziennej dawki związków chemicznych traci kontrolę nad swoim poziomem serotoniny?

Zawroty głowy. Jeden z bardziej namacalnych objawów, nieco uciążliwy, połączony z uczuciem ciężkości i pewnego otumanienia, podobnego do stanu po kilku drinkach. 

Trudności z koncentracją. Ociężałość umysłu wpływa na trudności w zebraniu myśli i jasnym ich formułowaniu. Na skupienie uwagi, trwanie w stałej dyspozycji dłuższy czas.

Apetyt. Przejaw nerwowości objawiający się kompulsywnym pochłanianiem pokarmów, z jednoczesnym zaburzeniem poczucia sytości. Dopiero ból brzucha daje znać, że chyba na dziś już koniec, ale mózg domagający się swojej dawki serotoniny rekompensuje ją w najprostszy sposób - czymś smacznym na podniebieniu. Nie jest tajemnicą, że jedzenie sprawia nam przyjemność, a uczucie przyjemności wytwarza w naszym ciele serotoninę. Także ten.... Hamburger chodzi mi po głowie, ale dla bezpieczeństwa położyłam się już do łóżka. 

Poczucie nerwowości bez żadnej przyczyny. Dopiero teraz, leżąc w łóżku czuje jak bardzo boli mnie w mostku i w ramionach od ciągłego spięcia, wzdychania, brania głębokich oddechów w odpowiedzi na wszystko co się dzieje dokoła, celem słownego ataku. Czasem rozsądek wygrywa, ale mięśnie pozostają napięte, serce tłucze się głośno, wydaje się, że nie sposób się uspokoić. Jak napompowana piłeczka, która w każdej chwili może pęknąć.

Agresja, raczej w zamiarach, również w stosunku do siebie.

Poczucie uwikłania w obowiązki, realia i wzajemne relacje, którym nie ma się odwagi stawić czoła. Które przerażają, dołują i powodują rezygnację. Złość na wszystko i nienawiść do wszystkich. 

Płaczliwość.

Intensywne i przekoloryzowane sny, męczące mnogością negatywnych emocji, strachu, zniecierpliwienia. Zostawiają w głowie ogromny bałagan, zwłaszcza u wiedźmy, która mocno sugeruje się snami i zachodzi w głowę na ile to, co było w śnie jest istotne a na ile nie. Z jednej strony trzeźwy umysł jest bardziej otwarty, z drugiej w takim stanie próbuje poradzić sobie z emocjami całego dnia. Trudno dojść do ładu. 

Fizyczna apatia. Całkowity brak potrzeby ruchu, aktywności. Racjonalne zmuszanie się do wypełniania obowiązków. 

Mam nadzieję, że kiedyś małymi kroczkami wyjdę z wygodnego gniazdka chemicznej normalności. Że osiągnę taki poziom normalności, która będzie do zaakceptowania. Możliwe, że nie będzie tak nigdy. Możliwe, że przyjdą chwile, kiedy będę chciała złożyć broń, poddać się i uciec w inny świat. Możliwe, że przyjdą chwile, kiedy uwierzę, że już jest wszystko ok. Broń mnie tylko Boże od mojej własnej głupoty wtenczas. 

piątek, 23 lutego 2024

Małe skarby

 Ona już się dziś nie obudziła. A ja tak. Jednak. 

Potrafię słyszeć. Ptaki z najwyższej gałęzi drzewa, muzykę w radio, brzmienie głosów, ich barwę i tonację, szum wody w potoku, gwizd wiatru w kominie. Śmiech dzieci. 

Potrafię widzieć. Czytać książki, patrzeć w oczy. Zachwycać się zachodami słońca i wypatrywać gwiazd w ciemnościach. Oglądać filmy i obrazy. Zauważać małe rzeczy i piękno świata. Dostrzegać kolory i barwy światła. 

Dotykam. Czuję łaskotanie mokrej od rosy trawy w czerwcowy poranek. Miękkość włosów moich dzieci. Delikatność kaszmirowego szala. Ciepły oddech psa. Ulotność przesypującego się między palcami piasku. 

Smakuję. Soczyste truskawki w środku sezonu, dojrzałe czereśnie. Świeżo pieczony chleb z masłem. Słodycz czekolady rozpływającej się w ustach. Smak ust i rozgrzanej słońcem skóry. 

Czuję. Ulubione perfumy. Zapach włosów na poduszce. Wysuszone na słońcu pranie. Zapach wiosennej ziemi, bzów i kwitnącej lipy. Psiego futerka. Zimowej świecy na stole.

Mam to wszystko jeszcze dziś, jeszcze teraz. Nic nie jest na zawsze. Ile jeszcze? To co w głowie, nie jest prawdziwsze od tego co na zewnątrz. Potrafię widzieć, słuchać, czuć, dotykać, smakować. Jestem szczęśliwym człowiekiem. Jeszcze moment, poczuję dotyk miękkiej kołdry na moim ciele, obejmę rozgrzane snem ciałko mojej córeczki, złożę słodki pocałunek na jej okrąglutkim policzku, utule się zapachem jej włosów i zasnę, mogąc śnić i być może także jutro wzejdzie dla mnie słońce. Być może znów będę szczęśliwym człowiekiem.

środa, 14 lutego 2024

Marzenia

 Nie rozumiem dlaczego ktoś stworzył marzenia. Małe krople goryczy jątrzące obumarłą duszę. Ciche opowieści z innego świata szeleszczące w skroniach jak przewracane kartki książki. Małe bursztynki o ciepłym odcieniu w odmętach morskich śmieci. Zastygłe w pamięci ciepłe promienie słońca rozlane na skrywane tęsknoty i żale. Wśród nich te najprostsze i całkiem nierealne. Mienią się barwami jak w kalejdoskopie. Łechcą dziką próżność i pierwotne żądze. Podsycane frazesami. Marzenia są po to, aby je spełniać. Nawet mały płomień może spowodować pożar. Mój mały samotny płomień gaśnie po jakimś czasie. Serce wypalone tęsknotą za nieosiągalnym, umysł zmęczony powtarzającymi się wizjami. Już nie ma siły na szybszy oddech, już nie ma czasu na oczekiwania. I tak, pada kolejny bastion wyobraźni. Zostawia po sobie gruzowisko wstydu, skąpane w kurzu zarozumialstwa. Wylewa się kroplą przegranej, paląc ze wstydu policzek. Zamykam oczy i buduję od nowa. Na fundamencie braku i tęsknoty. Stawiam zamek na piaskach fałszywych przekonań. Karmię go stekiem książkowych kłamstw. Rośnie i przez chwilę wygląda wspaniale, chociaż rzeczywistość wyłazi przez pęknięcia. Ten też za chwilę runie. Zostanie w pamięci jak niechciany sen. Obrośnie kolczastą różą i będzie kłuł boleśnie. Być może gdzieś tam w środku jest waleczna dusza. Ta, która ma ochotę zawalczyć, pokonać demony, strachy. Zetrzeć w pył niemądre wierzenia. Postawić stopę na nieznanym. Spojrzeć hardo i bez krzty zwątpienia. Uwierzyć, bo to chyba najtrudniej. 

Być może jest, gdzieś tam...

czwartek, 1 lutego 2024

Spis rzeczy nieulubionych

 Włosy wprawdzie kręcone, ale w wiecznym nieładzie braku dbałości o ich naturalne potrzeby. Kilka pięknych skrętów i tysiące wymykających się kosmyków. Kilka jasnych pasemek pamiętających ostatnia wizytę u fryzjera grubo ponad rok temu.

Brwi zupełnie bez żadnego wyrazu, a próby jego nadania kończą się wyglądem zdziwienia lub zdenerwowania. 

Oczy niegdyś piękniejsze, dziś już mocno opada powieka i błysk nie lśni tak pięknie jak kiedyś. 

Twarz zbyt okrągła, za dużo podbródków, a przecież jeden by zupełnie wystarczył. 

Piersi rozciągnięte morderczymi lekami i życiodajnym mlekiem. Ciężkie, opadają w dół jak każe fizyka. Utrzymane w ryzach odsłaniają przedwczesne zmarszczki na dekolcie. 

Ramiona już w geście rezygnacji zwieszone w dół bez żadnej nadziei. 

Brzuch ciężarnej w ostatnim miesiącu.

Zupełnie płaskie pośladki bez krzty seksualności w ich nijakim kształcie.

Wałki nad kolanami, które nie wiadomo kiedy się tam pojawiły.

Opuchnięte kostki, które zauważa nawet mąż, chociaż nie zauważa zupełnie braku choinki. 

Dłonie grube, palce powykręcane, zwyrodniałe stawy które nie puszczają pierścionka. Jakby wiedziały, że biżuteria do takich dłoni raczej nie pasuje. Szorstkie z genów i pracy nie niosą ze sobą delikatności.


Zamykam moje szklane drzwi zobojętnienia. Tutaj w krainie nicości nikt nie zrobi mi krzywdy. Tutaj nie można na mnie krzywo popatrzeć. Tutaj nie zauważam śmiechów i szyderstw. Tu nie odbija się moja postać w żadnym niechcianym lustrze. Patrzę tylko w głąb swej wyobraźni. Przeżywam siebie w innym ciele. Wyrzucam za próg w szalonym pośpiechu obudzone we mnie poczucie przegranej, beznadziejnej tandety, cyrkowego dziwadła. Zapomniałam nie zbliżać się za bardzo do ludzi. Muszę odpocząć. Złapać oddech i dystans.