niedziela, 24 lipca 2022

Małe szczęścia

 Czas sączy się leniwie szumiąc czasem liśćmi czeremchy i z wolna prowadząc słońce przez nieboskłon. Na rozkwitłej kępkami kończynie bzyczą pracowite pszczoły. Stary pies wygrzewa kości w gorących promieniach. Schowaczek - starsza z kotek - w wysokiej trawie za drogą czeka na swoją zdobycz. Piękna, biało-ruda, o cudownym spojrzeniu  miodowych oczu. Na ogół pełna powagi i gracji, spokojna, zabójczo skuteczna. Wszystko to znika, gdy ucieka przed Kopciuszkiem, naszą maleńką kotką. Nic dziwnego. Dla spokojnej i cichej Schowaczka biegający z szybkością światła wulkan energii w postaci Kopciuszka jest bytem tak dziwnym i odmiennym, że lepiej od niego uciec. Pierzcha  z podkulonym ogonem daleko i z bijącym z przerażenia sercem wraca do swojej sfinksowej postawy.  Kopciuszek akurat atakuje stojący przy domu orzech. Wspina się dzielnie, drapie korę, przygryza gałęzie, aby w następnej sekundzie zeskoczyć i pognać bawić się czym innym. Na koniec pewnie wpadnie niczym torpeda pod altanę, przewracając pusty pojemniczek na karmę. Kopciuszek jest maleńka i gdyby nie sterczący do góry ogon nie byłoby jej widać zza nieskoszonej trawy. Szara, w czarne pręgi przypomina tygrysa. Okrągłe szare oczy wydają się ciągle zdziwione, tyle nowych rzeczy poznaje codziennie. Z charakteru również tygrys. Ciekawska, odważna, nieustępliwa, zadziorna. Pełna energii. Najsłodsza, gdy śpi, ufnie wtulona w nasze ramiona.   

Ogród pełen jest radosnych głosów dzieci. Słychać ich śmiechy, pluskanie wody w basenie, skrzypienie sprężyn w trampolinie. Głośne MAMOOO średnio co piętnaście minut. Porozrzucane ręczniki i butelki z piciem zajmują prawie całą drewnianą huśtawkę. Tę, którą mąż zrobił, kiedy z pierwszym dzieckiem byłam w ciąży. Żebym miała gdzie odpoczywać. Odpoczywałam wtedy i odpoczywamy do dziś. Schowana między dwoma drzewami idealnie nadaje się na dopołudniową kawkę, zapewniając przy tym leniwe kołysanie. Niegdyś oblegana codziennie, przeszła na swoją emeryturę. Obecnie króluje u nas altanka. 

Kiedy trochę ponad dwa lata temu mąż z teściem na nierównej trawie wyznaczali cały dzień sznurkami jakieś poziomy nie wierzyłam ani w położenia kostki, ani w postawienie altany. Moja niespokojna i w gorącej wodzie kąpana natura domagała się czynów i to czynów energicznych, dających szybki efekt. Poprawianie sznurków w zimny kwietniowy dzień do nich nie należało. A już z początkiem czerwca organizowaliśmy urodziny naszej Zosi pod nową altaną, przy stole postawionym na równej kostce. Cierpliwość popłaca. Dziś to moje ulubione miejsce, w którym wszystko jest dobrze przemyślane i nie jest to moja zasługa. W kącie prostokątnego placyku, blisko drzew na końcu działki, stoi drewniana altanka, choć nieco inna niż wszędzie. Z dwóch stron zabudowana pełnymi ścianami chroniącymi nas przed ciekawskim spojrzeniem z drogi. Dwóch pozostałych ścian nie ma w ogóle, co tworzy przyjemne przejście na resztę placu. W kącie altanki stoi odratowany narożnik, przyjemny i wygodny. Właśnie wcisnęłam się w jego kącik, siedząc na pachnącym kocu, spoglądam na ściany na których wiszą zrobione przeze mnie wiklinowe serca i drewniane lampiony - prezent urodzinowy. Jest stół zrobiony przez mojego męża, nieopodal specjalne miejsce na ognisko, grill. Centrum życia towarzyskiego i rodzinnego w naszym ogrodzie. Schowana przed upalnym słońcem mam jednak możliwość oglądania całego placu, bawiących się dzieci, kolorowych kwiatów, ciągnących od czeskiej granicy chmur i przelatujących nad głową samolotów. 

W błogim szczęściu dziękuję Bogu, że nie muszę się ich bać ...