wtorek, 11 sierpnia 2020

ON

Pojawił się w moim życiu dość nagle, zupełnie nieoczekiwanie i bez żadnego zaproszenia. Nie w wyniku przypadku, a w skutek pewnych skrytych porozumień. Wszedł do mojego serca wypełniając jego dużą część swoimi niebieskimi oczami, pięknym uśmiechem i złotymi włosami. Nieopatrznie wyrzucony z niego czekał u jego drzwi jak wierny pies. Zawsze niezmienny w uczuciach, wierny swoim deklaracjom. Zakochany chyba na zabój, o ile wolno mi to oceniać. Zaopiekował się lalką z porcelany, z potłuczoną sukienką. Pokleił, odnowił i nie przestał powtarzać, że jest tyle warta co idealne figurki. Zawsze ciężko pracuje. Nigdy wiele nie mówi, no prawie. Czasem wymyśli pyszną kolację. Od niedawna nie pyta, w jakim kubku chcę kawę. Uwielbia świeże bułeczki, mleczną czekoladę bez dodatków i pija mleko z kawą. Zawsze uważny, wyczulony, tak wiele zachowuje w pamięci, że aż mnie czasem zawstydza. Moja złota rybka spełniająca marzenia. Surowy sędzia nieprzemyślanych decyzji. Czuły opiekun. Zawsze blisko, choć czasem to trudne. Zawsze na straży. Uwielbiam zapach jego złotych włosów, przepastność silnych ramion, spokojny, niewzruszony oddech przy moich wariactwach. Rozumie więcej niż pokazuje i cierpi bardziej, niż chce się przyznać. Pełen różnorodnych pasji, zdolności, ukrytych talentów. Wypełniony tęsknotą za tym, co przepadło. Z wielkim sercem, które pomaga innym i jest wrażliwe na krzywdę. Staromodnie szanuje starszych i jest archaicznie honorowy. Najlepszy tata na świecie, z nieprzebranymi pokładami cierpliwości. Obiera parówki ze skórki i oddaje ostatni kawałek mięsa małym głodomorom. Gra z synem w piłkę na podwórku i na konsoli. Tatuś córeczki. Jedyny ukochany.
Trwa. Zawsze obok. Zawsze gotowy do pomocy. Kochany. Jedyny. Niezastąpiony.
Mój, od czternastu lat, mąż.